Każdy, kto chociaż trochę interesuje się samochodami czy w ogóle wiadomościami ze świata motoryzacji wie o skandalu związanym z nielegalnym oprogramowaniem w Volkswagenach z silnikami diesla. Dokładnie chodzi o software, które na czas testów w celach homologacyjnych obniżały emisję gazów i tym samym zakłamywały rezultat.

Na początku chodziło o silniki 2.0 TDI, później doszły 1.6 TDI. Jakiś czas temu czytałem o kolejnej partii tym razem silników 3.0 TDI, a już ostatnio natrafiłem na info o silnikach benzynowych. Problemy dotyczą oczywiście nie tylko VW, ale i samochodów innych marek koncernu.

Tylko czy naprawdę chodzi o problem? Ok, VW kłamał szczycąc się bardzo czystymi silnikami. Jak się okazuje były to wyśrubowane cele kadry zarządzającej podyktowane po części coraz to bardziej wymagającymi normami.

Ale rozmawiając z użytkownikami popularnych TDI i patrząc na rzesze miłośników tego skrótu uważam, że nie o to tutaj chodzi. Chodzi o to, że nawet takie 105-konne 1.6 w dużym Passacie potrafi spowodować, że auto nie przemieszcza się jak wóz z węglem tylko jeździ dość żwawo. Spalanie na poziomie 5 litrów też jest wysoce zadowalające. A to, że auto zanieczyszcza powietrze? Co z tego, które auto tego nie robi? Powiecie: elektryczne, ale czy wiecie ile energii potrzeba na wyprodukowanie baterii to tego „elektryka”?

Jest to oczywiście rozdmuchane przez konkurencję, ktoś skorzystać musi. Ale wiedzcie, że ta konkurencja taka święta nie jest…