Mam mieszane uczucia. Z jednej strony zastanawiam się nad dokładną sensownością tego modelu, ale z drugiej cieszę się jak dziecko, że powstało kolejne jak to wspomniałem w headline dedykowane AMG. Dlatego odkładam na bok wątpliwości i skupię się na drugiej części mojego rozmyślania w poprzednim zdaniu. To zawiłym słowem wstępu.
Mercedes-AMG GT
Zacznijmy od nazwy: Mercedes-AMG GT. Benza zastąpiło AMG. Już tutaj widać pełną ingerencję “nadwornego tunera” Mercedesa. Kolejna rzecz jest nieco smutna – SLS AMG ustępuje miejsca modelowi GT. Dość śmiałe posunięcie M-B (sorry M-AMG) z uwagi, że nowe GT jest od niego słabsze. Wyposażone jest w 4-litrowe V8 w dwóch wariantach mocy: 456 KM i 503 KM w wersji S. SLS AMG Final Edition generuje 583 KM. Ale jesteśmy cierpliwi, czekamy na GT Black Series.
Osiągi nowego modelu? Wersja S rozpędza się do setki w 3,7 sekundy i “poleci” aż 310 km/h.
Wygląd? Może się podobać, wręcz musi. Mercedes dość długo trzymał nas w niepewności stale pokazując zamaskowane modele. Jest zadziorny i krzykliwy czyli taki jaki powinien być. Jednakże przywodząc ponownie model SLS AMG pozostaje pewien niedosyt. SLS emanuje potęgą, GT wydaje się mniejszy i skromniejszy. Ma konwencjonalne drzwi co zmniejsza czynnik szaleństwa. Oczywiście będą lepsze w użytku codziennym, ale czy chcemy w takim aucie patrzeć na praktyczność?
Wnętrze? Lekko kosmiczne, ale oczy pająka w postaci 4 nawiewów do mnie nie przemawiają. Mercedes idzie w ich ilość. Ciekawe czy w nowej G-klasie będzie ich 6? Generalnie wszystko dopasowane do kierowcy, podsunięte jak najbliżej niego. Jest ok.
Z pewnością Merc-AMG GT będzie świetnym autem. Musi być, ale z taką samą pewnością będziemy tęsknić za SLSem.
Źródło: autoblog.com