Jak daleko nie sięgnę pamięcią, tak zawsze większości osób w moim otoczeniu wystarczały samochody poprawne. Wystarczająco dobre. Odpowiednie do potrzeb.

Jasne. Dla większości z nas zakup samochodu to kompromis. Chcielibyśmy wszystko w najlepszych wersjach. Ale nie zawsze nas stać. Przecież w końcowym rozrachunku pewnie warto wziąć nawigację zamiast większego silnika. Ba! Może nawet takich nie ma w ofercie i wybieram między małym i mniejszym.

W efekcie w zakupie możemy skończyć z rozsądnymi według nas samochodami. Ale z silnikami, które są pozbawione kilku centymetrów sześciennych pojemności. Tych najcenniejszych do odczuwania radości z jazdy.

Odkąd, kilka lat temu, miałem przyjemność zakosztować w jeździe Alfą 156 GTA stałem się orędownikiem dużych silników. 3.2 litra pojemności i około 250 koni. Przyjemność jazdy była na zupełnie innym poziomie niż w czymkolwiek wcześniej.

Wysnułem wtedy też teorię, że silnik poniżej 2 litrów i 150 koni powinien dla przeciętnego samochodu być minimum jakim powinniśmy się poruszać. Nawet moje 1.8 uważam za zbyt mało, pomimo stosunkowo niedużej masy.
Większość osób, nie zainteresowanych bliżej motoryzacją, racjonalizuje sobie, że przecież wybierają tańszy w zakupie i mniej paliwożerny wariant. Tylko, że jest też druga strona medalu. Kilka faktów, o których zdajemy się zapominać.

Większa pojemność nie potrzebuje wspomagaczy

Bez pojemności nie ma mocy. To oczywiste. Dlatego wymyślono turbosprężarkę. Wymaga ona jednak minimum opieki ze strony kierującego. Gaszenie silnika z turbiną bez odczekania kilku chwil może doprowadzić do jej uszkodzenia.

Zrób to samo z silnikiem wolnossącym i nic się nie stanie. Dojechałeś na miejsce. Gasisz silnik. Simple as that!

Jazda bez wysiłku autostradą

Wyobraź sobie sytuację. Jedziesz prawym pasem autostrady. Przed tobą w odległości kilometra widzisz trzy TIRy. W lusterku zaś dwa samochody jadące lewym pasem. Pierwszy jest zdecydowanie kilkadziesiąt metrów przed drugim.
Chcesz wyprzedzić TIRy ale musisz nabrać prędkości. Sprawnie. Inaczej władujesz się pod maskę samochodu na lewym pasie lub będziesz musiał hamować do 90 km/h na prawym pasie i zaczekać aż nikt nie będzie jechał lewym.
Mając odpowiedni duży zapas mocy po prostu wciskasz gaz i płynnie włączasz się do jazdy lewym pasem pomiędzy innymi samochodami. Takie proste!

Więcej kilogramów? Proszę bardzo!

Próbowałeś kiedyś rozwozić, po imprezie gdzie byłeś kierowcą, znajomych korzystając z Fiata Panda? Ja tak. 1 litr pojemności wystarczał. Silnik śmiało warczał i ochoczo jeździł gdy byłem jedynym na pokładzie.
Ale z kompletem pasażerów pozostało tylko warczenie. Dwoił się i troił aby jechać płynnie. Ale 5 osób na pokładzie po prostu było dla niego zbyt dużym obciążeniem. Każde ruszanie spod świateł trwało tak długo, że pasażerowie zdążyli osiwieć ze starości. Dobrze, że Fiat nie zaczął rdzewieć.

Tymczasem załadowanie rodziny na wakacje z kompletem bagaży nie robi wrażenia na 2,5 litrowym silniku V6 w Fordzie Mondeo ST220. Jedzie dalej bez zadyszki.

Fun to drive

Nie oszukujmy się. Aby znaleźć radość w podróżowaniu samochodem bardzo łatwo się wkręcić w szybszą jazdę. Większa pojemność to większa moc i więcej momentu obrotowego. Szybsze przyspieszenia, lekkość nabierania prędkości. Wręcz czuć, że otwarcie przepustnicy nie tylko powoduje zwiększenie obrotów silnika, ale również pompuje endorfiny w krwioobieg.

Tak! Ustawowo powinno nakazać się przynajmniej raz, w ciągu 3 lat od zrobienia prawa jazdy, obowiązkową przejażdżkę samochodem z minimum dwoma litrami pojemności i 150 koniami.
Myślę, że to nawet lepsze niż wiedza o eco drivingu.

PS. Na koniec, jeżeli nawet wyzionie ducha, też można z niego zrobić mebel.

 


Gościnnie Peter. Naturszczyk w świecie motoryzacji, który pozytywnie podchodzi do życia. Najczęściej pozytywne emocje czerpie właśnie dzięki samochodom, przelewając fale wrażeń na blog